środa, 6 grudnia 2017

Ja, Ellenai

Zawsze chciałam, żeby moje życie było odzwierciedleniem dzieł klasycznych mistrzów. Już jako mała dziewczynka chciałam być Helą Wyspiańską. Mieć takie same błękitne jeziora zamiast oczu, niewinną dziecięcą buzię i popielate warkoczyki. Nie miałam. Dziwnym trafem paralela przychodzi dopiero teraz. Nigdy nie byłam Ofelią, Pytią ani Polonią. Nie spotkał mnie Szał Uniesień, los Madonny ani nawet Dziwny Ogród. Dawno nie widziałam Plant wieczorem. Ale to już chyba nie jest istotne. Właściwie mnie już nie ma. Zawsze chciałam wejść do wnętrza obrazu, a wyszło na to, że jestem dźwiękiem. Jedyne, co mnie teraz definiuje to miarowe pikanie aparatury. Ale i chyba to w końcu zniknie. Gdzieś w nogach łóżka klęczy mój łkający Anhelli. Nie widzę tego, ale wiem, że posiwiał. Nie bój się, poczekam na ciebie. Gdzieś, u wezgłowia łóżka zatknięto ikonę Czarnej Madonny. Ktoś przykrył mnie futrzanym kocem. Po co? 
Mój warkocz opada na poduszkę, a głowa stacza się delikatnie w bok. I już mnie nie ma. Jestem ciszą. Ja, Ellenai.



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz